Wednesday, February 07, 2007

Titisee-Neustadt – popierdolona organizacja

Na dzien dobry klutnia w Pressezentrum. Ale na szczescie byl Walter Hofer :) Jednak on sie raczej niema wtracac w rzecy prasowe, ale za nami stal, cos co wogle sie niepodobalo „milemu” panu szefowi prasowemu, no ale nastepnego dnia wrocilismy i z Kurtem mielismy gadac i bylo of course bez problemow dostac to co chcielismy =) Do tego Kurt jeszcze stwierdzil ze ten koles ma cos nietak poukladane w glowie...hehe...

Wogole w hotelu, Kofi sie caly czas krecil, widzialam/widzielismy go chyb z 50 razy przez ten dzien, a Caroli miala go na maksa dosc, a wieczorem Caroli wyszla na korytasz gadac przez telefon, a to zobaczyl Harri Olli wzial cala swoja walizke wyciagnal na zewnacz i zaczol prasowac przy niej na schodach...haha...

Nastepnego dnia na skoczni, dostalam szok jak zobaczylam Morgiego, normalnie niedobrze mi sie zrobilo, jak chory on byl :,( Nigdy tego kolesia niewidzialam takiego, a jak Kofi zdobyl 2-gie miejsce to widac bylo ze Morgi sie cieszy, ale byl taki bez sil ze nawet tego niebylo widac =( Bylam happy dla Kofiego, dzien wczesniej z nim gadalam (tak believe it or not, ale teraz niewiem do konca jakim sposobem, ale gadamy dosc normalnie ze soba), to mowil ze ostatni czas niebylo mu latwo :( Za to bylo mi na maksa zal Schlieriego, biedak plakal, tak mi sie zal go zrobilo, Marc, Pointner, Koti wszyscy go probowali pocieszyc, az ja w koncu tez nie moglam, poszalam do niego, uscisnelam go i powiedzialam pare rzeczy, jego usmiech normalnie powala, jest taki przesweet, a jeszcze jak mu lzy po policzkach lecialy. Wieczorem byl the sweetest thing w hotelu :)

W nocy niemoglam spac, caly czas sie budzilam, a nad ranem caly czas wstawalam i sie patrzylam na zegrarek, bo myslalam ze zaspalam budzik. W koncu wstalam bo przypomnialo mi sie ze batteri zapomnialam naladowac, dochodze do okna, i normalnie wrzask. Tak stoi karetka pod oknem. Niepodobalo mi sie to wogole, moja pierwsza mysl to Morgi, szczegolnie po tym jak sie czul dzien wczesniej. Co sie w najbliszych minutach dzialo, to juz niebede pisac, ale ja bylam na maksa roztrzesiona. Dopiero jak zobaczylam Morgiego na nogach to sie troche uspokoilam. On z Maschtem mieli zostac przewiezieni do domu w karetce zeby przez cala droge mogli lezec. Jak polecialam wogole do Kotiego o cale wyjasnenie sprawy calkiem roztrzesiona, ten wogole „uspokuj sie, nic mu sie niestalo, tylko do dom jedzie sie wykurowac”. Sniadania niemoglam jesc w brzuchu mi sie przewracalo. Takiej pobudki to chyba jeszcze nigdy niemialam, to byl koszmar...

Schlieri tym razem na podium (wlasnie jedna rzecz ktora mu dzien wczesniej powiedzialam), byl drugi, czy byl zadowolony? Nie, Schlieri chce wygrywac, zawsze. I Mario byl superhappy, byl 5-ty i zostal Man of the Day. Zajebisty model z niego...hehe...
Schlieri na konferencji wymiatal. Za piwo lapal i dawal fajne spojrzenia =P

Zapomnialam powiedziec ze nowy ogromny autobus autow wpadl do rowu...hahaha... i dwie straze pozarne musialy go wyciagac...haha.. Wieczor byl smieszny, pierw bylismy u Stefana i Grega, potem wrocilismy do hotelu, bo nic niebylo otwarte, poszlismy do pokoju Kofiego, bo stwierdzilismy ze on cos moze wie, a ten taki rozchahany i teksty zajebiscie smieszne walil.

Nastepnego dnia wyjazd, auty mieli wziasc Karo snow-board, i sprawdzamy czy gdzies sie zmiesci, a tu Arthur przychodzi i tekst „Materialkontrolle?” ..hahaha... A Kofi w samej podkoszulce, mi normalnie zimno sie zrobilo jak go widzialm, pytam sie go czy to lato..hehe... Potem byla publika jak ten snow-board mielismy wciskac...haha...i potem ludzie sie pytaja czemu ja uwielbiam autow, poprostu sa ZAJEBISCI =)

3majcie Sie!
Buziak,

To Tylko Vicky

No comments: