„Żałujesz tylko rzeczy, których nie zrobiłaś.”
Z Vicktorią Murawską rozmawiała Anna K.
Vicktoria Murawska urodziła się w Szczecinie, skąd w wieku czterech lat przeniosła się wraz z rodzicami do Sztokholmu. Obecnie mieszka i studiuje na dwóch kierunkach psychologię i anglistykę w Innsbrucku, w Austrii, gdzie przebywa od ponad trzech lat. Włada siedmioma językami i jak sama o sobie mówi jest osobą cieszącą się z życia, zwariowaną i lojalną. Na co dzień pracuje z ludźmi, których my mamy okazję widzieć jedynie na szklanym ekranie. Choć jest osobą bardzo zapracowaną zgodziła się poświęcić mi trochę czasu i odpowiedzieć na kilka pytań, dzięki którym każdy dowie się chociaż trochę, jak wyglądają skoki narciarskie od kulis.
Vicktorio, jesteś typem kobiety XXI w. Spełniasz się zawodowo, studiujesz. Nie mogę także nie wspomnieć o fakcie, który wzbudza we mnie wielki podziw dla Ciebie. Władasz aż siedmioma językami. Prawdziwa poliglotka z Ciebie :) Czy nie masz jeszcze dość ? A może jest jakiś język, którego w szczególności chciałabyś się nauczyć ? VM: Dość na pewno nie. Uwielbiam języki i ich nauka przychodzi mi bardzo łatwo. Myślę że są przyszłością i w obecnej chwili bardzo na czasie. Szczerze mówiąc, myślę, że wszystkie „duże” języki dobrze znać. Chcę się jeszcze nauczyć włoskiego, ale jakoś nie przepadam za nim szczególnie, i nie lubię
Włoch. Szczerze mówiąc, to wszystko mnie w tym kraju denerwuje, ale myślę, że się przełamię i zacznę się tego języka ponownie uczyć, bo już jeden raz próbowałam, ale byłam zaledwie na dziesięciu lekcjach
( śmiech) A inne ? Ostatnio stwierdziłam, że chcę znać rosyjski i zapisałam się na niego, na uniwersytecie. Uczę się go już trzeci semestr i bardzo mi się podoba. Zobaczymy, co przyszłość przyniesie, jeżeli chodzi o inne języki
:) AK: Twój niewątpliwy talent językowy jest pewnie bardzo przydatny w Twojej pracy ? VM: Owszem. Jest to wielkim plusem, ale znajomość języków przynosi korzyści w każdej dziedzinie.
AK: Tak. Ty jednak na co dzień masz doczynienie z różnymi narodowościami. Czy poszczególne nacje wyróżniają się czymś, jakimiś szczególnymi, bądź charakterystycznymi zachowaniami ? VM: Trudno jest mi to stwierdzić do końca. Oczywiście w każdym kraju jest inna mentalność i to w niektórych sytuacjach widać, ale świat skoków rządzi się innymi prawami. To, co dla przeciętnego człowieka wydaje się być oczywiste, dla ludzi, którzy żyją w narciarskim środowisku już takie nie jest.
AK: Brzmi to bardzo ciekawie. W naszej poprzedniej rozmowie pokrótce opowiedziałaś mi czym się zajmujesz. Możesz to bardziej rozwinąć ? VM: Nie wiem, czy ogólnie jest coś do rozwinięcia
(śmiech), ale spróbuję. Studiuję psychologię i anglistykę. Gdy jestem w domu, w
Innsbrucku, to także w niektóre weekendy pracuję jako barmanka, bo ukończyłam odpowiednie szkolenie parę lat temu i mogę się tym zajmować. Co się zaś tyczy „świata” skoków, to do moich zadań należy wierze rzeczy. Piszę artykuły, robię wywiady, w
Zakopanem tłumaczę konferencje prasowe z udziałem skoczków. Przez sezon letni pracowałam dla
PZN ’u ( Polski Związek Narciarstwa)i byłam od „prasy”, jeśli chodzi o
Polską kadrę. Robię także zdjęcia w czasie konkursów, pomagam w organizacji. To zależy od miejsca i potrzeby. Można mnie więc nazwać
freelance. AK: Jak wiadomo wszystkim bardziej lub mniej zorientowanym, skoki narciarskie są dyscypliną, która związana jest z ciągłymi podróżami. Jeden weekend w Kuopio , a w następny już w Lillehammer. Jak sobie z tym radzisz ? Dla Ciebie przecież to też oznacza nieustające zmiany miejsca pobytu. VM: Uwielbiam to. Nie cierpię siedzieć w domu. Nie mogę usiedzieć za długo w jednym i tym samym miejscu, dlatego dla mnie to sytuacja idealna. Jednak nie powiem, że jak zbliża się jakiś intensywny okres pracy np. pod koniec roku,
TCS i cały styczeń, kiedy mam także sesje, jest trudno, ale trzeba sobie jakoś radzić.
AK: Czyli masz w sobie duszę podróżniczki ? VM: Tak bym to określiła
:) AK: Wiem, że od dziecka już kilka razy zmieniałaś miejsce zamieszkania. Czy to w jaki kolwiek sposób wpłynęło na Twoje życie, na Ciebie samą ? VM: Myślę, że każde zmiany w życiu mają jakiś wpływ na człowieka, ale trudno mi w tej chwili wymienić coś szczególnego. Na pewno nie przywiązuję się za mocno i zbyt szybko do ludzi.
AK: Wiem już, że studiujesz. Jak w takim razie udaje Ci się pogodzić pracę z nauką ? Masz jakąś sprawdzoną metodę, według której działasz ? VM: Szczerze mówiąc, może to nie najlepsza metoda, ale robię to, na co mam ochotę. Czasem jednak muszę się zmusić do zrobienia czegoś, na co nie mam chęci w danej chwili.
AK: Takie już nasze życie, ale zmieńmy na chwilę temat. Pewnie wiesz, że Twoja osoba wzbudza nie małe kontrowersje. Jak myślisz, z czego to wynika ? VM: Duża część na pewno z zazdrości, bo sądzę, że jak się nie zna kogoś, to nie można go nie lubić bez powodu. Trudno mi jednoznacznie powiedzieć czemu tak jest. Myślę, że na pewno przeszkadza ludziom, że jestem bardzo bezpośrednia. Sądzę, że wolą szare myszki, które nic nie mówią, tylko słuchają i przepraszają za siebie.
AK: Na Twoim blogu można poznać skoki narciarskie od „wewnątrz”. To naprawdę miłe z twojej strony, że pomimo tylu obowiązków znajdujesz czas, aby dokonywać na nim regularnych wpisów. Co ten blog Ci daje ? VM: Polski blog nie zbyt wiele. Od początku prowadziłam go dla koleżanek, bo nie lubię pisać i odpowiadać po sto razy na to samo. Wydaje mi się, że teraz te blogi stały się swoistą audycją, ale jak sama widzisz, na polskim blogu już nie piszę tak często, jak wcześniej.
AK: Mimo wszystko, kiedy jednak pojawi się nowy post, zwykle znajduje się pod nim wiele komentarzy, w których wyczuwa się wiele emocji związanych głównie z zawodnikami. Jak myślisz, dlaczego fanką skoczków tak trudno jest dostrzec w nich zwykłych ludzi i pogodzić się z tym faktem, co wynika z ich (fanek) wypowiedzi ?VM: Myślę, że to normalne, bo widzą ich tylko w telewizji, jako ludzi nieosiągalnych. Stawiają ich na piedestale. Uważam, że także widzą, jak wiele osób chciałoby być z nimi blisko, więc wcale się nie dziwię temu. Według mnie, jeśli nie jest się wychowanym w otoczeniu znanych ludzi, to trudno jest to zrozumieć, a szczególnie jeżeli jest się młodym nastolatkiem.
AK: Za czym najbardziej tęsknisz będąc poza domem ?
VM: Może się zdziwisz, ale za spokojem i chwilami tylko dla siebie. Na wyjazdach wszyscy zawsze ciągają Cię z każdej strony. Jak nie skoczkowie, to koleżanki, a jeśli nie one to praca, FIS i tak w kółko.
AK: Na zawodach chyba dużo się dzieje..
VM: Tempo jest dość wysokie :)
AK: Jakie masz plany na przyszłość ? Za tydzień ostatnie loty w Planicy. Wiążą się z tym duże emocje. Masz już swojego faworyta do wygranej ? Dla Ciebie oznacza to też mniejszą ilość obowiązków. Zaczynasz wakacje czy w dalszym ciągu pracujesz na najwyższych obrotach ?
VM: Trzeba się trochę zająć nauką (śmiech) Odpoczynek będzie dopiero za dwa tygodnie. Lecę do rodziców, do Szwecji i może na tydzień uda mi się wybrać gdzieś, gdzie jest ciepło. O zwalnianiu tempa jednak nie ma mowy. Mogę sobie jedynie o tym pomarzyć (śmiech) A co do moich faworytów… To chyba nie tajemnica, że jestem bardzo za Austriakami i, że zawsze trzymam kciuki za całą kadrę, a szczególnie za Gregora Schlierenzauera. Oczywiście bardzo bym się cieszyła, gdyby to on był na najwyższym stopniu podium, bo to ważne aby zakończyć dobrze sezon. Dużo ludzi bym chętnie widziała z medalami i to z różnych powodów. Mam nadzieję, że w Planicy odbędą się ładne konkursy i, że Polacy także zakończą sezon zadowoleni z ostatnich występów. :)
AK: Co zmienił ten sezon w twoim życiu ?
VM: Oj, to może spytaj mnie po zakończeniu. (śmiech) Myślę, że z sezonu na sezon mam więcej dystansu do tego wszystkiego.
AK: Czy w Twoim życiu jest osoba/y, która miała szczególny wpływ na t,o kim teraz jesteś ?
VM: Na pewno moi rodzice, ale sądzę, że każdy człowiek, którego się spotka w życiu ma wpływ na nas. Tak jak i wszystko, co nam się przydarza.
AK: Co w takim razie powiedziałabyś osobą ambitnym, które mają niską samoocenę i na początku drogi do obranego celu szybko z niego rezygnują, bo uważają, że nie podołają wyzwaniu i jednocześnie boją się rozczarowania ?
VM: Wydaje mi się, że jedynym sposobem jest wiara w siebie. Jak chcesz czegoś, to aby to osiągnąć musisz dążyć do celu, bo nikt Ci na przysłowiowej „srebrnej tacy” tego nie poda. Wszystko jest możliwe, tylko są różne poziomy trudności zanim to osiągniesz. Trzeba dążyć do marzeń po prostu :)
<AK: Jesteś osoba medialną. Wiele razy udzielałaś już wywiadów dla TV. Czy przez to, że stałaś się znana Twoi przyjaciele traktują Cię inaczej ?
VM: Szczerze mówiąc, myślę, że na pewno więcej osób chce się ze mną przyjaźnić, bo myślą, że będą coś z tego mieli. I słusznie zresztą, bo jeżeli są ze mną, to także spotykają tych ludzi z którymi ja jestem lub przykładowo zabiorę ich na jakiś bankiet. Jednak bycie rozpoznawalnym ma też dużo minusów. Nie wiesz komu możesz zaufać i Twoi „przyjaciele” obgadują Cię za Twoimi plecami. Pozytywną stroną tego jest to, że o wszystkim się dowiadujesz, bo są osoby, które życzą Ci dobrze i zawsze Ci powiedzą, że ktoś jest fałszywy. Są też ci, którzy nie życzą Ci dobrze i też Cię o tym poinformują. Ja jednak nie widzę siebie jako osobę medialną i dziwi mnie to, ile ludzi wie kim jestem. Obojętnie czy z nazwiska, czy też z wyglądu.
Pewnie, jak wielu, najpierw zaczęłam oglądać skoki przed telewizorem. Podczas świąt zawsze oglądałam
, ale potem to jakoś przepadło. Jednak co roku kojarzyłam coraz więcej nazwisk i w pewnym momencie to wszystko tak mnie pochłonęło, że nie mogłam się odkleić od ekranu telewizora. Jestem osobą bardzo impulsywną i lubię działać, a nie czekać aż coś się wydarzy, więc pewnego styczniowego dnia, gdy kolejny konkurs się skończył, zamówiłam w Internecie bilet na zawody, zarezerwowałam hotel i samolot i poszłam poinformować o tym wszystkim swoich rodziców. Warto dodać, że miałam wtedy tylko czternaście lat, więc nie byli zachwyceni, ale nie mieli wyjścia, bo rachunek za to wszystko i tak by przyszedł do domu. Poleciałam, zupełnie sama, nie wiedząc tak naprawdę nic, ale natrafiłam na miłego pana, który pracował w organizacji, który mi bardzo pomógł. Był w szoku, że ktoś jedzie 800km, żeby oglądać skoki narciarskie i koniecznie chciał mnie przedstawić wszystkim zawodnikom. I tak wyszło, że jeździłam busem ze skoczkami, a potem to już się jakoś samo potoczyło. W każdym razie kolejne zawody mogłam oglądać już z akredytacją „VIP” zawieszoną na szyi. Od samego początku zostałam wciągnięta w to środowisko, na zaplecze skoków, widząc, jak to wszystko wygląda z tyłu. Po tym pamiętnym konkursie, mój wizerunek, jeśli chodzi o skoki narciarskie, zmienił się całkowicie. To już nie byli dla mnie ludzi, których mogę oglądać jedynie w telewizji, ale z którymi mogę porozmawiać, mimo dość znaczniej różnicy wieku pomiędzy nami. Jeżeli miałabym skomentować sama swój początek, to przekonałam się, że nigdy się nie wie, co nas czeka w życiu.
, obojętnie, co inni mówią, na czym już nie jeden razy nie wyszłam zbyt dobrze. W tym sensie może jestem naiwna. A jeśli chodzi o zaletę, to na pewno jest nią to, że podchodzę do wszystkiego z optymizmem i cieszę się z życia.
Podziwiam go nie dla tego, że się znamy, ale że tak dużo osiągnął w takim młodym wieku, że
i nie dba o to, jak ma się zachowywać, jak sam twierdzi. Nikomu się nie „podlizuje” Jeśli powie, że Cię lubi, to możesz być pewna, że tak jest. Mam wielki szacunek dla skoczków, którzy pozostają szczerzy, a nie do tych wszystkich, którzy uśmiechają się , bo muszą. Jeżeli
jest na Ciebie zły, to zobaczysz to. Nie musisz myśleć czy ten uśmiech był prawdziwy, czy nie.
Oczywiście, że go odczuwam. Próbuję jednak o nim po prostu nie myśleć. Wyznaję zasadę, że najlepiej zrobić sobie przerwę i wszystko poukładać w głowie po kolei, co ma się do zrobienia i podążać dalej na przód.